Jestem na stagnacji, ważę 66kg, zredukowałem z 70kg przez 3 miesiące zdrowym odżywianiem i planowanymi treningami. Niekiedy mam napady na obżarstwo (nie z głodu, raz na tydzień mam ochotę się nażreć jak dzik i tyle), jak najlepiej je wykorzystać?
Powiedzmy, że cały dzień trzymałem się planu i zjadłem perfekcyjnie zbilansowane posiłki, będąc na "0" wydatku kalorycznego, aż tu nagle wieczorem dowalam 600+ nieplanowanych kcal. W skład nich będą wchodzić duże ilości białka i tłuszczy nienasyconych. Dzisiaj przykładowo w ręce wpadły mi:
100g kuraka, 100g twarogu półtłustego, 30g majonezu domowego, 300g mleka 3.2% i 30g białka (jakieś 700-800kcal)... będzie tu z 80g białka i 35g tłuszczy, 10-15g węgli.
W ciągu dnia jednak zjadłem już 3000kcal: 290ww, 160b, 120tł i wyszedłem na teoretyczne i praktycznie sprawdzone "0" (był trening, ostry).
Że tak spytam - co się stanie z tymi nadprogramowymi ~700kcal? Są to dość duże ilości białka, co się z nimi stanie? Co zjeść na śniadanie po takim białkowo-tłuszczowym obżarstwie? Sporo kazeiny, będzie mi to siedzieć w jelitach nie wiadomo ile - no właśnie, ile?
Z góry dzięki za odpowiedzi, nie chcę żeby mnie zalało.
Ból <3