Wygląda na to, że tak. Już za osiem dni w Moskwie dojdzie do niezbyt ciekawego starcia w królewskiej kategorii wagowej. Dzierżący od czterech lat tytuł WBC Witalij Kliczko (44-2, 40 KO) zmierzy się z pretendentem do mistrzowskiego pasa, Manuelem Charrem (21-0, 11 KO). Spokojnie, raczej nie należy przygotowywać się na wielkie grzmoty…
27-letni "Diamentowy Chłopiec" zwany też "Niemieckim Czołgiem", nie ma po swojej stronie żadnych argumentów, którymi mógłby zagrozić mistrzowi. Należałoby wspomnieć o poziomie dotychczasowych rywali Charra, którzy - mówiąc łagodnie - byli zwykłymi bumami, żywymi workami treningowymi (patrz: Serdar Uysal) lub co najwyżej twardymi journeymanami. Do tych zaliczyć można Shermana Williamsa oraz Zacka Page'a, który dał pretendentowi niemiłosiernie trudną oraz jeszcze bardziej nudną walkę… Po ośmiu rundach Charr zwyciężył decyzją głosów dwa do remisu, chociaż według wielu jest to werdykt kontrowersyjny i powinien był przegrać. O czym to świadczy? A no o tym, że Syryjczyk z niemieckim paszportem to napompowany na potrzeby teamu Kliczko balonik, a nie światowej klasy rywal. Zresztą – do cholery – jaki klasowy zawodnik trenuje w dzisiejszych czasach w masarni i jeszcze się tym chwali?
Nie mam osobiście nic do Mahmouda Omeirata Charra (bo tak poprawnie brzmi jego nazwisko). Trudno, zawodnik z niego nijaki, ale ten gość plan na życie jakiś ma i to nic, że boks zaczął trenować stosunkowo późno, a po podpisaniu kontraktu zawodowego spacerował od promotora do promotora, aż w końcu wylądował „na swoim” tonąc w długach. Ważne jest jednak to, że potrafił zrobić coś ze swoim życiem, wyrwał się ze stereotypu leniwego Araba i właśnie to z jest z pewnością dla niego niemałym życiowym sukcesem. Patrząc na jego dotychczasowe dokonania w kwadratowym pierścieniu, pięściarz ten na zwycięstwo szans nie ma właściwie żadnych, bo nawet jeśli Kliczko wyszedłby do ringu dwie minuty po ataku gazem łzawiącym i tak zdołałby bez większych problemów wygrać. Jak mawia nasz ulubiony komentator: „nokaut wydaje się nieunikniony, jak zmarszczki po sześćdziesiątce”.
Po co wielkiemu zawodnikowi jakim jest Witalij Kliczko pojedynek z takim rywalem? Przede wszystkim po to, aby bez zbędnego ryzyka efektownie zaprezentować się na terenie byłego Związku Radzieckiego, bliżej swojej ojczyzny, przed zbliżającymi się wyborami do ukraińskiego parlamentu, w których "Doktor Żelazna Pięść" oraz jego partia UDAR mają zamiar wystartować. Przekaz Kliczki będzie jasny: „Hej, rodacy, jestem tutaj, zobaczcie jak pięknie dla Was wygrałem, głosujcie na mnie w październiku, razem wygramy jeszcze więcej!”.
W sumie nie jest to głupi pomysł, ale chyba wszyscy wolelibyśmy walkę z Davidem Haye'em, która z pewnością odbiłaby się większym echem w bokserskim świecie, a samemu Ukraińcowi przyniosłaby zdecydowanie większy dochód oraz – w przypadku zwycięstwa – dużo większe uznanie kibiców. W końcu Charr znalazł się w rankingu tylko dlatego, że pokonując Marcelo Nascimento „wywalczył” wakujący tytuł WBC Silver, który wywindował go do czołówki zestawienia federacji z siedzibą w Meksyku. Nie bez znaczenia był też jego występ na konferencji prasowej, gdzie wyzwał Ukraińca na pojedynek wręczając mu przy tym miniaturkę czołgu.
Jedynym z ostatnich rywali, który chciał wygrać z Kliczką i miał na to jakiś pomysł był Dereck Chisora, który może był nieco zbyt szablonowy, ale wiedział po co wychodzi na ring. Pozostałe pojedynki Ukraińca od czasu jego powrotu w 2008 roku często przypominały bardziej sparingi toczone na oczach kilkudziesięciotysięcznej publiczności, niż walkę na śmierć i życie o mistrzostwo świata w kategorii wagowej dumnie nazywanej „królewską”. Bo czy normalne jest, aby facet koło czterdziestki, mający za sobą serię poważnych kontuzji, wychodząc do ringu musiał się martwić nie o to, aby jak najszybciej załatwić rywala, ale o to, żeby szczęśliwie dociągnąć go za uszy do końcowych rund? Poza Haye'em (który również nie byłby faworytem) dla Kliczki nie ma już w wadze ciężkiej absolutnie żadnych wyzwań. Wyczyścił wszystko, stając się w tej grze persona non grata, a czynnikiem motywującym go do kontynuowania kariery mogą być już tylko pieniądze.
Reasumując: Manuel Charr szans na zwycięstwo nie ma praktycznie żadnych, ale może zrobić coś, dzięki czemu nie zostanie znokautowany. Wystarczy, aby – jak wcześniej planowano – wyjechał do ringu czołgiem, ale z niego nie wysiadał. Dla pewności powinien też szczelnie zamknąć właz.
WIĘCEJ NA HTTP://BOXINGBET.PL