połączył jednak w nieźle funkcjonujący system i potrafił sprzedać, bazując tak naprawdę na jednym dużym zwycięstwie na ADCC, w którym pokonał Roylera Gracie. W chwili obecnej na rynek wchodzi nowy produkt Eddiego – combat jiu-jitsu, nowa formuła, która ma sprawić, że grapplerzy lepiej poradzą sobie w MMA, a same sporty chwytane staną się bardziej efektowne i przyjemne dla oka.
Combat jiu-jitsu to zasadniczo ADCC z uderzeniami tylko w parterze. Powoduje to, że wiele ruchów staje się o wiele bardziej ryzykownych, a zawodnicy są zmuszeni bardziej pilnować pozycji, ponieważ w innym wypadku znajdą się w o wiele trudniejszej sytuacji niż w klasycznym grapplingu.
Po prostu pomyślałem, że jest tak wielu dobrych facetów z jiu-jitsu, który nie będą robić MMA, ponieważ nie chcą uczyć się kickboxingu. Dlatego nigdy nie zobaczymy jak wygląda ich jiu-jitsu, kiedy dochodzą do tego uderzenia. Wielu świetnych zawodników nie musi się uczyć kickboxingu i nie muszą robić MMA. W combat jiu-jitsu możesz pominąć kickboxing, dochodzą tylko uderzenia na ziemi, bez łokci. Jak patrzysz na to z perspektywy świata MMA, wygląda to jak ograniczone MMA, z perspektywy jiu-jitsu wygląda to jednak jak ekstremalny grappling. Wyobraźcie sobie kolesi z ADCC, którzy uderzają się na ziemi, jak niesamowite by to było?
(…)
Jak tylko jeden koleś znajdzie się na ziemi, możesz zacząć uderzać. Stójka jest tylko zapaśnicza, a w parterze zasady amatorskiego MMA, czyli brak łokci. Zabronione są skrętówki, ponieważ nie można ich robić w amatorskim MMA. Bardzo starałem się żeby wprowadzono skrętówki, cholernie ich chciałem, tak samo chciałem jednej dziesięciominiutowej rundy, ale wszystko co mogli mi dać to trzy razy trzy minuty.
(…)
Myślę, że w chwili obecnej jest wielka dziura między grapplingiem a MMA. Ta wielka dziura to miejsce na combat jiu-jitsu. Oczywiście, prawdziwe MMA jest najlepsze… UFC, to jest najostrzejsze g****, wiadomo. Ja tylko mówię, że combat jiu-jitsu to coś innego, nie tak dobre jak MMA, ale lepsze niż grappling *śmiech*.
Zaprzeczę nieco sam sobie, ale nie brzmi to jak najlepsza reklama takiej stosunkowo świeżej formuły. Pomimo tego, zgadzam się z tym, że kilka lat przygotowania się młodego zapaśnika czy zawodnika jiu-jitsu równolegle do turniejów z uderzeniami w parterze, może znacznie rozwinąć go w kierunku rozwoju jego dalszej kariery w MMA. Grappling jest nieodłączną częścią MMA, ale coraz mniej mamy takich zawodników jak Demian Maia, Jimmy Hettes, Rousimar Palhares czy Cristiano Marcello, którzy nie boją się dążyć wprost i bez ogródek do parteru – a i oni coraz większy nacisk kładą na stójkę.
Oczywiście pomysł nie jest ani specjalnie oryginalny, ani nie wróżę mu wielkiego sukcesu (choć Eddie już zapowiedział walkę o igrzyska olimpijskie…), jednak jest to jakiś punkt wyjścia do przemyśleń nad tym, w jakim kierunku poszedł grappling z bardzo wykwintnymi i podstępnymi technikami typu 50/50, x-garda, nie wspominając już o „kimoniarskich” pajęczej gardzie, tornado i wariantach de la Rivy. Odnoszę bowiem wrażenie, że dziura pomiędzy sportami chwytanymi, a MMA znacznie się powiększyła, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale nie służy czołowym grapplerom przy przejściu w kierunku MMA.
A co wy o tym sądzicie czy taka forma ma przyszłość?
martin