Przez kolejne tygodnie oszczędzałem nogę, ale przy dłuższych spacerach dostawałem doznawałem tego samego bólu, IDENTYCZNY jak przy zakwasach. Musiałem chwilę ustać i mogłem iść dalej.
Skoczyłem do lekarza, wykonał mi różne badania krwi, obejrzał nogę. Wyniki wyszły rewelacyjnie, więc stwierdził, że raczej się wyliżę i przepisał mi witaminy, których mogło mi brakować (nie jestem pewien co do nazwy, ale bodajże magnez z czymś tam ;)).
Przez wakacje się oszczędzałem, mogę już spokojnie poruszać się w miarę szybkim marszem (5 km/h - jestem niski, 6 km/h to już dla mnie bieg ;-P), ale przy próbie biegnięcia znów czuję się jakbym miał zakwasy.
Próbuję rozciągać łydki i przy rozciąganiu (typowe - stopy na schodkach i pięty góra-dół) od razu czuję, że coś jest nie tak z nogą (znów ból jak przy zakwasach).
Co to może być? Naderwanie? Ból nigdy nie był aż taki, żebym miał łzy w oczach, czy zgrzytał zębami, ale wkurza mnie to niemiłosiernie, bo wciąż nie mogę sobie po ludzku pobiegać.
Liczę na jakieś sugestie i rady, bo lekarze rozkładają ręce ;s
Mam 18 lat, 170 wzrostu, na nic nie choruję/chorowałem.
Dzięki.