Mam 22 lata i moim celem jest spalenie trochę tłuszczu w celu uzyskania subtelnego zarysu mięśni i estetycznej sylwetki. Ważę obecnie 81 kg przy 186 cm wzrostu, czyli teoretycznie wszystko w normie, choć mam sylwetkę typu skinny fat, przez co nie widać u mnie zupełnie nic.
Obliczyłem, że uwzględniając deficyt powinienem spożywać około 2300 kcal dziennie, aby redukować. Chcę do tego ćwiczyć na siłowni i w wolnym czasie też trochę biegać.
Wiem, że na redukcji trening siłowy ma za zadanie (poza wzmacnianiem siły) dać tylko bodziec mięśniom, aby nie zanikały wraz z tłuszczem, bo przyrost masy mięśniowej nie jest celem. Dlatego też ułożyłem taki plan i proszę i ocenę, czy jest w porządku. Dałem tylko po cztery ćwiczenia, ale za to bardzo złożone i angażujące sporo partii, bo nie ma sensu robić np. tylko bicepsu.
Rozgrzewka - bieżnia 10 minut, rower 10 minut, rozciąganie
A (wtorek, sobota)
* Martwy ciąg 4x5
* Suwnica 4x8
* Wyciskanie hantli na ławce skośnej 4x10
* Plecy pulldown 4x8
B (czwartek, niedziela)
* Przysiad ze sztangą 4x8
* Wyciskanie na ławce płaskiej 4x8
* Wiosłowanie hantlami stojąc 4x10
* Plank 3x30 s (+10 s na tydzień)
Czy coś warto tutaj zmienić? Czy z takim planem ćwiczeń + deficytem rzeczywiście za kilka tygodni/miesięcy zacznie coś się przebijać spod tkanki tłuszczowej? Nie chcę żadnych cudów, tylko po prostu jakkolwiek widocznego progresu.
Pozdrawiam :)