pragnę poznać Państwa opinię na temat kości niezgody jaka zapanowała pomiędzy mną, a starym przyjacielem. Kolega ma 30 na karku, ja 2 lata mniej. Doszło dzisiaj do sprzeczki o ... karty tarota. Opowiedziałem znajomemu, że od dwóch dni borykam się z zatruciem pokarmowym. Przyjaciel za to zwierzył się mi, że poznał dziewczynę, z którą chciałby się ponownie spotkać, lecz boi się że w przypadku ucięcia przez niego kontaktu, dziewka może rzucić na niego klątwę.
Gdy spytałem o szczegóły, usłyszałem że dziewczyna bawi się kartami tarota. Poradziłem koledze, by ten zignorował nieistniejące zagrożenie i się z nią normalnie spotkał. Kolega jednak nie odpuścił i wciąż tłumaczył płynące ze strony dziewczyny zagrożenie. Zirytowany powiedziałem mu, że nie ma się czego bać, bowiem tarot nie ma żadnej magi, a dziewczyna w żaden sposób nie może rzucić na niego klątwy. Kolega oburzył się okropnie i stwierdził, że on z moich problemów żołądkowych, które są pierdołami się nie śmieje, więc ja nie powinienem sobie w taki sposób żartować. Zdenerwował mnie tym bo dolegliwości żołądkowych nie wymyśliłem, jest to problem namacalny, który ma miejsce w rzeczywistości, czego nie można powiedzieć o lęku przed klątwą tarota. Kolega stwierdził, że gadam głupoty i tworzę głupie teorie. Odpowiedziałem, że to on myli rzeczywisty problem jak ból brzucha z czymś co nie istnieje i że teorie to tworzy on. Pokłóciliśmy się.
Pytanie do Was, kto miał rację? Uważam, że on nie powinien przejmować się klątwą tarota. Poza tym mówienie, że moje problemy żołądkowe są pierdołami, a jego problem z tarotem jest poważny, jest nie na miejscu.