nie męcząc Was kilkoma latami własnego życia i nie zaśmiecając forum, przejdę wprost do sedna sprawy. Przez rok schudłem 50 kilogramów, z wagi 138,2 do 88,2, przy wzroście 179. Potem schudłem jeszcze 8 kilogramów, a waga wahała się w okolicach 80-82. Oprócz ćwiczeń areobowych, nie robiłem nic, uzyskałem to samą dietą. Oczywiście przez to moje ciało wyglądało i wciąż wygląda jakby spuszczono ze mnie powietrze - musiałem poddać się abdominolastyce, gdzie wycięto mi 25 cm skóry z brzucha oraz liposukcji piersi (poniekąd ginekomastii) bowiem nie byłem w stanie pozbyć się stamtąd tłuszczu.
Przez następny rok, przez wiele sytuacji życiowych, stresów, braku czasu i własnej głupoty przybyło mi z jakieś 8 kilogramów, co znaczy, że dziś moja waga waha się w okolicach 90, do której miałem nigdy więcej już nie dojść.
Jako że na początku diety, po której schudłem tyle kilogramów, dałem sobie 3 lata na doprowadzenie się do porządku, po roku redukcji, roku przespania, zamierzam ten rok wykorzystać na siłownię i dokończyć sprawy. Wiem, że samą dietą nic nie zdziałam. Do dziś borykam się z ogromnymi boczkami, fałdkami tłuszczu po bokach klatki piersiowej oraz udami. Moja sylwetka nie ma żadnego kształtu, jest nijaka, sflaczała. Mięsni żadnych.
Stąd też pytanie od czego zacząć. Naczytałem się trochę o treningach, wsadziłem w siebie ogrom teorii. Zastanawiam się nad konsultacją z trenerem personalnym co do ułożenia jakiegoś planu treningowego, ale utrudnieniem jest to, że mieszkam poza granicami kraju. Chciałbym zgubić fałdy, które psują cała moją talię, no i żeby moja sylwetka w końcu nabrała jakiegoś kształtu. Nie chcę od razu zostać atletą, wszystko po kolei.
Zastanawiam się czy zacząć teraz samą redukcję, schudnąć przynajmniej te 10 kilogramów nadrobionych i dopiero wtedy wziąć się za FBW bądź inny, polecany przez Was trening czy na odwrót, czy wszystko razem? Jakoś kompletnie nie wiem co zrobić w swoim przypadku.