Trzy dni temu zaczął mi puchnąć łokieć i zginanie ręki sprawiało ból (takie kłucie w środku). Nie uderzyłem się ani nie ćwiczyłem. W ten sam dzień miałem gorączkę i częstomocz bez żadnych innych objawów, czyli kaszlu, kataru itp. Wczoraj poszedłem do lekarza, a on od razu stwierdził, że mam dwa kleszcze, nie biorąc pod uwagę żadnej innej diagnozy. Dopatrzył się wystających odnóży dwóch kleszczów. W tym miejscu skóra nie miała żadnej rany itp, po prostu według niego odnóża wystawały przez skórę. Próbował wyciągnąć, wycinał nożem, ale w końcu powiedział, że mu się nie uda, bo są za głęboko, więc dał mi antybiotyk i kazał wrócić za kilka dni.
Według mnie dziwna sprawa, bo podobno kleszcz wsadza tylko główkę pod skórę, więc takiego kleszcza powinienem zauważyć, a on widział dwa obok siebie i w dodatku całe schowane pod skórą. Chyba że chodziło mu tylko o główki pod skórą, ale wtedy by raczej nie mówił o odnóżach. Nie byłem w tym roku w żadnym lesie, parku, polanie itp. To zaczęło się nagle, w pierwszy dzień miałem największe objawy.
Mi to bardziej wygląda na zapalenie kaletki stawowej. Gdy czytam na forach, to ludzie mają identyczne objawy. Dzisiaj już mogę zginać rękę powoli w pełnym zakresie ruchu bez większego bólu, więc to raczej jest łagodny przypadek. Opuchlizna się powiększyła, ale doktor tak mi to ściskał i ciął, że to chyba normalne. Zamierzam kupić tabletki i żel o działaniu przeciwzapalnym.
Co o tym sądzicie? Zaufać lekarzowi czy poszukać sobie innego?