od połowy maja, po skończonym cyklu masowym przeszedłem na redukcję ( na początku około 10 dni na bilansie zerowym) przy wadze 87kg. Pierwsze tygodnie szły jak po maśle, bo 5kg spadło momentalnie. I zaczęły się schody od końcówki czerwca nie mogę schudnąć ani grama, waga się cały czas waha 82-83kg. Redukcję zaczynałem od 2400kcal + 3 treningi FBW tygodniowo i nawet 5 x aerobów na rowerze stacjonarnym po około 30-35 minut. Oczywiście przeplatane z interwałami. Po jakimś czasie dorzuciłem spalacz od Treca, zero efektów. Od końcówki lipca stosuję metodę 3x5 - 3 serie po 5 powtórzeń przy maksymalnym ciężarze. Mam plany A i B, które stosuję na przemian - generalnie jedno ćwiczenie (staram się robić na wolnych cieżarach) na partię w kolejności - nogi, plecy, klatka, barki, tylne aktony barków, biceps, triceps, brzuch i łydki. Zastosowałem refeed day, cheatday - po dwóch dniach waga dochodziła znowu do 82-83kg. Najgorszy jest brzuch i boczki - z góry zeszło najwięcej, na brzuchu cały czas mam oponkę, pomimo, że w spodnie mi teraz z tyłka spadają. Codziennie biorę witaminy ( daily nutrition) i piję około 0,5l herbaty zielonej.
Czy coś robię źle? Nie ma nic bardziej demotywującego, gdy haruje się a efektów zero. W drugiej połowie sierpnia robię przerwę i od września jeszcze miesiąc pociągnę, może reset metabolizmu coś pomoże.
Wrzucam aktualną dietę. Dzięki za ewentualne rady.