Pierwszy spalacz jaki brałem to był w wakacje 2014, Machine Man Burner z AL. 3 kaps nieodczuwalne, 5 kaps również nie. Wtedy myślałem, że po prostu jestem jakoś mega odporny, dlatego już w ogóle nie szukałem mocniejszego spalacza i dokończyłem bez termogeników.
Teraz kolejna redukcja, która zaczeła się na początku stycznia, postanowiłem, że nie będę się bawił w żadne spalacze na podstawie l-karnitiny oraz zielonej herbaty, więc skontaktowałem się z dobrym znajomym, a jednocześnie bardzo oczytanym kulturystą z tego forum i "rzuciłem się" od razu na Lipo-6 Black UC (bez geranium, efedryny itp) --> czysta wersja z takim składem:
1 kaps zalecana nie poruszyła mnie w ogóle, po tygodniu zwiększyłem do 2 kaps i też żadnego pobudzenia, większej potliwości, NIC.
Nie będę ładował porcji 6-10 kaps, bo mnie nie stać...
I teraz pozostaje pytanie... jak to możliwe? Czy serio żaden z takich "legalnych" spalaczy nie da mi żadnego kopa? Zaznaczę, że niemozliwe bym miał przepalone receptory czy coś takiego (no chyba, że genetycznie ), bo przez pół roku nie brałem spalacza żadnego, a ostatnia porcja przedtreningówki leciała może 4 miechy temu. (suplementuję się jedynie wpc, omega-3, witaminkami, bcaa, kretą)
Co to może być? Zbliżam się do końca redukcji, do której dość mocno się przyłożyłem i niedługo dojdę do takich ostatnich "szlifów", które bez czegoś mocniejszego, mogą być trudne. Nie chcę brać niewiadomo jakiej 'bomby', która mi rozwali cały organizm
Tutaj kiedyś pojawi się nowy dziennik treningowy...
już jest! http://www.sfd.pl/[BLOG]_kurekski_redukcja_carb_nite_-t1066973.html