Jestem typem osoby, która zajada stres. Miałem nieprzyjemną sytuację życiową, z którą do teraz ciężko sobie radzę. Wpadłem w szał jedzenia, ale powoli dochodzę do siebie. Otóż trenuję wytrzymałościowo do 10h w tygodniu, od ponad pół roku jestem na lekkiej redukcji (1kg/msc), aktualnie przy wadze 65kg mam około 9% BF. Zacząłem jeść w piątek, przed chwilą zjadłem ostatni posiłek.
W 3 dni zjadłem około 4 kebaby, 3 pizze, 2x500ml lody, 5 tabliczek czekolady, do tego zwykłe posiłki, z pół bochenka chleba, sporo warzyw z tłuszczami, ciasteczka etc. Wychodzi około 17-20k kcal w 3 dni, kiedy przez ostatnie tygodnie przyjmowałem 2700kcal/dziennie przy 10h treningów tygodniowo. W te 3 dni nie trenowałem wcale.
Teraz się zastanawiam, czy są jakieś biologiczne ograniczenia co do maksymalnego przybrania tłuszczu w ciągu doby - np. określone maksimum co do wytwarzania enzymów trawiennych potrzebnych na strawienie treści żołądkowej i jelitowej i w końcu odłożenie nadmiaru w tłuszcz? Na podstawie mojej wiedzy i analizy prawdopodobnie większość spożytego pokarmu nie może być strawiona w całości przy takiej podaży pożywienia, bo jest przesuwana i wydalana. Na moją niekorzyść działa chyba mocno podkręcony metabolizm, bo niekiedy dziennie spalam nawet ponad 1000kcal biegając.
Po tych 3 dniach i spojrzeniu w lustro widzę znaczną różnicę, a i waga mówi sama za siebie (+7kg). Zadaję sobie sprawę, że zjadłem sporo soli i wody, więc chwila minie, zanim to zejdzie. Kolejna kwestia to czas potrzebny na opróżnienie jelit z tego syfu i wydalenie zalegającej wody - ile to potrwa zakładając, że jutro wrócę do życia sprzed kryzysu?
Liczę na jakieś informacje, wiadomo, że będą mocno orientacyjne - ale czy w polskim czy w ang. internecie nie znalazłem odpowiedzi na podobne pytania.
Zastanawia mnie mocno ile mogło mnie zalać - 0,5kg, 1kg, 2kg? Nie znalazłem informacji nawet bardzo orientacyjnych...