Eliminacja niektórych produktów zbożowych może mieć korzystny wpływ, jednak przy przywracaniu gospodarki hormonalnej do porządku warto uwzględnić w diecie około 150 g węglowodanów. Przykładowo biały ryż i niepalona kasza gryczana są zazwyczaj dobrze tolerowane, więc w takiej sytuacji ich uwzględnienie w diecie może być dobrym pomysłem.
Odnośnie treningu, sugerowałbym raczej ograniczenie się do niezbędnego minimum (ilość treningów, objętość pojedynczych sesji). Część osób uzyskuje świetne rezultaty przy takim dosyć typowym podejściu: 3-4 treningi siłowe (> 20 serii na każdej sesji), 1-3 sesje interwałów i/lub długotrwałych aerobów (> 40 minut)/tydzień. Niemniej jednak w niektórych przypadkach (częściej u kobiet, osób mających stresujący styl życia i wyczerpującą pracę zawodową) przy takim podejściu do treningu idzie jak po grudzie. To znaczy są pewne efekty, ale raczej niewspółmierne do wkładanego wysiłku. Wiąże się to w znacznym stopniu z tendencją do nadmiernego wydzielania kortyzolu w odpowiedzi na stres oraz długotrwały intensywny wysiłek, który również stanowi formę stresu. Przewlekle zwiększony poziom kortyzolu może prowadzić do nadmiernej retencji wody i pogorszenia wrażliwości leptynowej, co z kolei sprawia, że uzyskiwane efekty są dalekie od pożądanych, a dodatkowo mogą pojawić się zaburzenia miesiączkowania.
Większość osób w takiej sytuacji przy braku pożądanych rezultatów "sięga po większy młotek":
dieta bardzo niskokaloryczna i/lub bardzo niskowęglowodanowa, intermittent fasting, crossfit... ale łączenie tych wszystkich metod w takiej sytuacji zazwyczaj nie prowadzi do niczego dobrego.
Ale to są tylko moje ogólne uwagi, bez głębszej analizy Twojego przypadku.
Zmieniony przez - LukaszK w dniu 2012-10-01 12:35:11